Obserwatorzy

wtorek, 15 października 2019

Rohacze - fajna trasa

Rohacze - fajna trasa


Zmierzyć się z Rohaczami. To wyzwanie nie dla każdego. Grań Rochaczy to pasemko w Tatrach Zachodnich, które swym pięknem, skałami no i przesławnym koniem Rohackim jest dla każdego taternika pięknym wyzwaniem. Trasa jest na prawdę super. Widoki niesamowite, ciągle  czuć przestrzeń, na tej trasie czuć po prostu  ducha Tatr. A do tego ogromna dawka adrenaliny, która wyzwolona zostanie w organizmie każdego, kto postanowił przejść (co ja pisze raczej wskoczyć na konia Rohackiego) tą trasę.

Jak zacząć trasę ? Jak przejść, aby zobaczyć jak najwięcej ?

Ja proponuję spokojnie ruszyć od Schroniska w Dolinie Chochołowskiej przez Wołowiec i a potem granią na Rohacze. Można startować też z Zakopanego, ale uważam, że szkoda czasu i sił na pokonanie poranne całej Doliny Chochołowskiej.
Ale jak to u mnie było? Po noclegu w urokliwym Schronisku w Dolinie Chochołowskiej oraz po dobrym śniadaniu ( śniadanie przed trasą ważna rzecz,  o tym w innym poście na tym blogu) ruszamy zielonym szlakiem na Wołowiec. Grupa zgrana i ogarnięta,  co nie jedną trasę w Tatrach zaliczyła wspólnie - Paulina Janek i Tomek. Trasa nasza najpierw biegnie  przez świerkowy las, który swym cudownym, świeżym zapachem żywicy  pobudza nas do pokonywania przewyższeń. Po pewnym czasie radosnego maszerowania  wychodzimy na pokryte kosodrzewiną wzniesienia- i tu już zaczyna się urokliwość tej trasy,  co raz ukazują się prześliczne widoki Tatr Zachodnich, każdy zakręt pokonywanego zielonego szlaku to coraz to nowe widoki i zachwyty które będą towarzyszyły nam przez całą trasę tego dnia. Po 2 godzinach stajemy na Wołowcu. Musze jeszcze jedno napisać co było podczas tej wyprawy bardzo istotne, a mianowicie -  tego dnia bardzo wiało, ale to był fajny, choć silny wiatr, taki przyjemny, który dopingował do marszu, nie pozwalał na rozleniwienie się i powodował ze nasza uwaga była skupiona na 100 %.  Co uważam za atut w wędrówkach po górach.



foto
    Wiat wieje, a my twardo dajemy do przodu fot. Paulina Nawrocka





Z Wołowca grań Rohaczy widać już w pełnej krasie. Można ruszać. Trochę z górki trochę przewyższenia i jesteśmy na koniu Rohackim. Jest łańcuch, jest przepaść, jest adrenalina. Może jak bym szedł sam, to by było dużo gorzej, lecz gdy, się idzie ze sprawdzoną ekipą to nic strasznego ( i tego Wam zawsze życzę na turystycznym szlaku) Jeśli nie ma się leku wysokości to pokonanie tego konia nie będzie trudne. Na łańcuchy zawsze zakładam rękawiczki - najlepiej lubię te rowerowe, które latem nie powodują pocenia się dłoni, a dodatkowo wzmacniają uchwyt.


A oto i on sam-------  Koń Rohacki 


                      Poważni bohaterowie tego dnia Paulina i Janek




 Po pokonaniu największego i najmocniej wyeksponowanego Konia Rohackiego idziemy praktycznie granią z prześlicznymi widokami z lewej i prawej strony. Szlak co jakiś czas biegnie w dół, aby za chwile pogonić nas w górę. Na trasie czasem spotykamy ułatwienia w formie łańcuchów, ale to już  można powiedzieć zabawa. Idąc tą trasą na szlaku spotkaliśmy tylko jedna grupę Słowaków i nikogo więcej,  czyli tego dnia nie był to szlak oblegany, albo ludzie przestraszyli się wiatru lub duch Konia Rohackiego przegonił ich na cztery strony świata. Nie narzekamy ze brak turystów na szlaku. Mamy góry tylko dla siebie.







Tak wędrowaliśmy sobie do miejsca naszego rozstania z granią Rohaczy czyli do Smutnej Przełęczy i szlaku oznaczonego kolorem niebieskim. Teraz to już naprawdę było z górki, szlak cudnie opadał w dół, ścieżka milutka, super oznaczona, szło się wyśmienicie. Na całym odcinku nie spotkaliśmy żywej ludzkiej istoty. Ale kozice tak. Po prostu my góry i ogrom spokoju. Aż strach było cokolwiek powiedzieć głośniej, aby nie zmącić spokoju i ciszy nieotaczającej nas przyrody.
Widok z trasy na grań Rohaczy

Jak to bywa w górach na szlaku, po pewnym czasie, a na pewno, po południu wypada coś zjeść i tu miła niespodzianka. Jest takie miejsce, na trasie niebieskiego szlaku, gdzie można w Tatrach Zachodnich w rejonie Rohaczy smacznie i miło zjeść godny posiłek. Gdy docieramy do wspomnianego miejsca, którym jest Tatlikowa Chata głód już zaczynał nam doskwierać. To tutaj, mamy wspaniałą możliwość zjeść dobre słowackie jedzenie czyli w naszym wypadku knedliki z gulaszem, panierowany ser i inne smakołyki z czesko-słowackiej kuchni. Płaci się w euro.
 Hhheejjjjj polecam to miejsce z całego serca.

  Ťatliakova Chata (1 393 m n.m.)w pełnej odsłonie :) 


Po sutym posiłku ruszamy dalej i to ostro od razu pod górkę zielnym szlakiem który biegnie od samej chatki w prawo ( zaczyna się heheheh totalnie w krzakach) trzeba być spostrzegawczym,  aby początek szlaku zobaczyć- to jedyna niedogodność na tym odcinku.

Zielony szlak doprowadza nas do przełęczy Zabrat. Bardzo urokliwe miejsce i widoki naprawdę przepiękne. Przestrzeń i swoboda można tak szczerze napisać.



Ze wspomnianej przełęczy Zabrat ruszamy, z uwagi na to, że słońce już zmierza ku zachodowi,  lekko pod górkę na Rakoń, aby tego dnia zdobyć :) jeszcze jeden dwutysięcznik.

     Szlak jest bardzo ładny szeroka ścieżka biegnąca pośród kosodrzewiny.

    W oddali ze szlaku widać Rakoń i Wołowiec

    Rakoń jest nasz. Ponowie widzimy Grań Rohaczy cel dzisiejszej wędrówki.  Ale to już jest wspomnienie.

Rakoń - gdy już dotarliśmy na ten szczyt słońce już powoli zaczynało chylić się poniżej horyzontu, jednak do zmroku pozostało jakieś dwie godziny czyli wystarczający czas, aby spokojnie i w ciepłym powiewie wiatru bardzo spokojnie rozpocząć poprzez Grzesia wędrówkę do schroniska. Z Rakonia w stronę Grzesia idzie się naprawdę bardzo przyjemnie, szeroka, udeptana, prawie promenada, która wije się co jakiś czas pośród krzaków kosodrzewiny i traw Tatr Zachodnich. O tej porze na tej trasie nie spotkaliśmy nikogo, szlak pusty wszyscy już dawno zeszli ze szlaku w pogoni za noclegiem, odpoczynkiem, późnym obiadem lub wczesną kolacją. Prawie nic po za ciekawymi śladami na mokrej ziemi- możliwe, że były to ślady niedźwiedzia, który akurat postanowił przechodzić sobie  tamtędy. Nie wiem czy spacerował czy tylko sobie poszukiwał wygodnego miejsca do snu. Raczej nie miałem zamiaru tego sprawdzać i dlatego szybciutko poszliśmy sobie dalej w stronę widocznego Grzesia.

    Widok z trasy na Grzesia

                      A om to i sam Grześ oraz jego krajobrazy
Grześ 

Z Grzesia już ciągle w dół do schroniska na Chochołowskiej,  bo noc już wdzierała się pomiędzy drzewa, Powrót wieczorem do schroniska na zasłużoną szarlotkę z lodami. Przebyta trasa jest naprawdę długa-  nam zajęło to ponad 13 godzin. Tempo marszu turystyczne bez wyrywania bez biegania, raczej marsz z pasją i podziwianiem gór. 


pozdrawiam 

Tomek 
twojewyprawy29 

poniedziałek, 2 września 2019

Koniec Wakacji 2019

Koniec wakacji 2019 



Można zacząć myśleć o następnych, o wyprawach górskich o morskich o czym tylko dusza zapragnie. Czas refleksji już powoli mija. Idzie jesień to też czas ciekawych spotkań w terenie., wypraw górskich wypraw w dziewicze tereny i te nie dziewicze bardziej znane. Nawet sam spacer po lesie możne okazać sie niesamowita przygoda i spotkaniem z natura ; odpoczynkiem czy refleksją . Zapraszam na wyprawy. 
Heeeeeeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj 


środa, 10 kwietnia 2019

Jedzenie na wyprawie



Inne spojrzenie na prowiant podczas wyprawy


Co jeść na trasie, a proszę bardzo moje sprawdzone i przetestowane sposoby co do ust włożyć gdy idziemy na szlaku. 


                                     Dzięki uprzejmości - Wsiowe Przysmaki 

Wiele razy większość z Was zastanawiała się nad tym co zabrać do jedzenia na wyprawę. Podam Wam kilka pomysłów, co warto zabrać, aby nie dźwigać zbyt wiele i aby buł to posiłek szybki, smaczny i możliwy każdych warunkach. Oczywiście mówimy tu o wycieczkach jednodniowych, bez biwakowania, bo z biwakowaniem i prowiantem to już całkiem inna historia i inny temat do rozważenia.

1. Mieszanka energetyczna – słonecznik, rodzynki, orzechy, migdały, pestki dyni lub dodać możecie co lubicie i co Wam smakuje z ziaren. Mieszanka ma tę zaletę, że jest: energetyczna, pożywna, smaczna, nie zamarza, no i nie wazy dużo, co jest bardzo istotne przy gromadzeniu ekwipunku na wyprawę. Zdarza mi się często, że ta przegryzka, jak ją nazywam, wystarcza mi na większość dnia podczas wędrówki. Daje energie i siłę do pokonywania kilometrów na szlaku.


2. Batony czekoladowe lub batony musli – łatwy i szybki posiłek energetyczny – ale mają dwa mankamenty (głównie te czekoladowe) 1. podczas zimowych wędrówek zamarzają i wówczas na świeżym powietrzu są ciężkie do zgryzienia. 2. latem przy wysokich temperaturach często ulegają rozpuszczeni i zamieniają się w płynne napoje czekoladowe- brudzą straszliwie ręce, twarze i ubrania. Chociaż na punkt pierwszy jest sposób, aby nie zamarzały trzymam je blisko ciała w kieszeni kurtki. Po prostu ogrzewam je ciepłotą własnego organizmu.


3. Zupa w termosie – na zimowe wyprawy nic nie ma lepszego jak łyk gorącej zupy zabranej w małym, lekkim termosie. Najlepsza jest pomidorówka z ryżem można ja spokojnie popijać i nie trzeba używać łyżki.





4. Zamiast kanapek, które nie zawsze smakują na trasie i wielokrotnie ulegają destrukcji kształtu a do tego często wysychają proponuje kostki serowe z żółtego sera do tego pokrojoną w paski paprykę i suszone dobrze doprawione pomidory – a wszystko zapakowane w nieduży plastikowy pojemnik.


                                                  Dzięki uprzejmości - Wsiowe Przysmaki 


5. Kabanosy lub sucha kiełbasa – też będzie dobrym pomysłem aby smacznie przekąsić coś na trasie.


6. Banan choć jeden daje energie i pobudza do marszu. 

7. Słodkie mleko karmelizowane w tubce. Bardzo kaloryczne, nie jest ciężkie, dodaje dużo energii. A po za tym jest miłym słodkim dodatkiem do posiłku. 


7. No i napoje woda i coś na wzmocnienie tzw. nawadniacze polecam czyli napoje izotoniczne - jednak jako uzupełnienie wody a nie zamiast wody - o tym należny pamiętać 




                               Tort zawsze można zabrać,  czemu nie przyda się na pewno :) 

pozdrawiam i życzę smacznego 

Tomek 
twojewyprawy29@gmail.com 

poniedziałek, 18 marca 2019

Żelazna zasada



Bezpieczne góry troszeczkę w innym wydaniu


Góry to fajna sprawa



Może za często poruszam temat bezpieczeństwa, ale myślę, ze lepiej do przesady o tym wspominać i zapobiegać niż potem kogoś ratować.

Czyli co warto mieć ze sobą, aby zwiększyć swoje bezpieczeństwo na wycieczce górskiej.
Przedmioty wydaje się, że może mało istotne, ale pomagające w trudnych momentach czy nawet w stanach zagrożenia życia.

Na pewno nie jest to wszystko o czym warto pamiętać dla zwiększenia bezpieczeństwa podczas wycieczki w góry, ale warto te rzeczy mieć ze sobą, będzie Wam łatwiej w ekstremalnych momentach, oczywiście, gdy takowe się przydarzą.

Co zabrać co warto mieć:

1. Jaskrawa część garderoby (ubranie) coś jaskrawego – coś co będzie widoczne z daleka - jaskrawa kurtka,( czerwona, pomarańczowa, seledynowa - mocny jasny kolor, który będzie widoczny z daleka, samochodowa kamizelka odblaskowa, ręcznik turystyczny w jaskrawym kolorze, jaskrawa peleryna przeciwdeszczowa, cokolwiek co będziecie mogli zabrać ze sobą i co będzie nie za ciężkie, a jednocześnie może spełniać dwa albo i trzy zadania. Wspominam o tym że,m np. przy kupnie kurtki przeznaczonej na wyprawy górskie warto zwrócić uwagę, nie tylko na walory techniczne i wytrzymałościowe, cenę, ale i na kolor jaki ona posiada. Podobnie jest z zakupem innych części garderoby.




Zobaczcie jak wzrok przyciąga-  czerwona część ubrania to jest pierwsze co zauważacie na zdjęciu podobnie jest w terenie zobaczycie kogoś kto posiada jaskrawą cześć garderoby. 

Tu słabo widać postać, gdyby była ubrana w jaskrawą kurtkę to była by widoczna 



2. Gwizdek – zwykły dmuchany gwizdek, naprawdę warto go mieć, gdy jest zamieć śnieżna, gdy pogubicie się po nocy, to gwizdek spełnia swoje zadanie jak najbardziej daje sygnał i wskazuje kierunek, w którym się znajdujecie, (pamiętacie ostatnie sceny w filmie Titanic) - no i w gwizdku nigdy nie wyczerpią się baterie. 




3. Power Bank – warto bo telefon może stracić swoje zasilanie na mrozie lub po prostu bateria wyczerpie się z powodu normalnego użytkowania.




4. Aplikacja. Zamontujcie sobie w telefonie aplikacje tras, gdzie idziecie, gdy idziecie w zamieci śnieżnej czy w nocy to zawsze będziecie mogli skorygować swoje położenie.




Jaskrawa peleryna możne chronić nie tylko przed deszczem, możne służyć jako doskonały panel informacyjny pt.  "Gdzie  ja jestem"  



5. Żywność. Warto posiadać taki swój żelazny nienaruszalny zapas jedzenia taki zestaw do zjedzenia na czarna godzinę- np. batony, paczka pieczywa chrupkiego, słonecznik wymieszany z rodzynkami i orzechami, niewielkie pudełeczko np. miodu.

6. Kilka gadżetów drobnych – sznurek, kawałek drucika, taśma izolacyjna, notes i długopis.

7. Mini apteczka ze środkami odkażającymi, plastrami i elektrolitami w proszku.

8. Numer telefonu do GOPR zapisany w telefonie i w notesie. 

9. Latarka ( czołówka lub zwykła mała) nawet, gdy będziecie pewni ze wasza wycieczka zakończy się sporo czasu przed zmrokiem to warto zabrać ze sobą latarkę,  nie wiadomo jak się wycieczka zakończy i kiedy a ów mały przedmiot możne się przydać, gdy wyprawa się przeciągnie do zmroku lub ciemnej nocy.  


10. Scyzoryk - zawsze się przyda 


Pamiętajcie sprzętu nigdy za wiele a w różnych sytuacjach możecie mieć z niego pożytek, nikt nigdy nie wie idąc na wyprawę, tak naprawdę co go czeka. 



Pozdrawiam i dobrych powrotów życzę 

Tomek 

twojewyprawy29@gmail.co



poniedziałek, 4 marca 2019

Pożegnanie zimy :)

Za oknem już raczej nie zobaczymy zimy i spodziewać się możemy coraz więcej ciepłych dni,  dlatego powiedzmy sobie:  Zima cześć fajnie było,  ale czekamy na ciepłe wiosenne dni .


                                                                       CZEŚĆ ZIMA 





                                                 Zimowe krasnale idą spać na parę miesięcy 




A niedługo wiatr we włosach i szalone górskie wyprawy

 Zapraszam 


czwartek, 31 stycznia 2019

Impregnator do butów

Impregnat do butów i odzieży 

hasło - zima2019  

Od wielu lat uważam, że impregnacja butów to bardzo istotna sprawa i mówię to wszystkim tym, z którymi dane mi było chodzić po górach i na wszelakich szlakach turystycznych.
Mokre buty to sama udręka i przykrości na szlaku.
Warto więc zabezpieczyć się przed wilgocią i dbać o swoje buty nie tylko, gdy są nam niezbędne. Ale każdym razem po powrocie z wyprawy warto sprawdzić, oczyścić i zaimpregnować je, aby służyły nam dobrze. kilka spraw związanych z impregnacją:

1. Impregnacja nie jest procesem na wieki trzeba ją po kilku praniach lub czyszczeniu butów
    powtórzyć,
2. przed impregnacja należny oczyścić impregnowane powierzchnie,
3. Impregnację róbcie zawsze w przewiewnym miejscu,
4. Ja zawsze zakrywam usta chustą, a oczy okularami lub goglami tak na wszelki wypadek,
5. Impregnowana odzież musi trochę "poczekać" czyli doschnąć przed używaniem w terenie ( 2-3   
    godziny winne wystarczyć)
6. Warto zwrócić uwagę czy impregnat nie zmienia barwy powierzchni impregnowanej - bo możecie
    się trochę zdziwić
7. Zawsze na dłuższa wyprawę warto zabrać mała butelkę z impregnatem, możne się przydać.


Czy warto impregnować buty tuż przed wyjazdem-  oczywiście,  że tak 
powiem jeszcze jedno, że warto mieć zawsze na wyprawach impregnat ze sobą. tak na wszelki wypadek.

A co wybrać z szerokiej gamy impregnatów 

 Mogę spokojnie polecić impregnaty  DryTex PRO, który sam przetestowałem  


Impregnat do tkanin i kurtek goreteksowych 


Do zabezpieczenia swoich butów i odzieży turystycznej ostatnio używam impregnatora Drytex Pro, firmy Eurostarchem.  Posiadają impregnaty do butów i do odzieży. Wykorzystałem i jeden i drugi. Przed wyprawą zrobiłem sobie testy i powiem, że  impregnat spełnia bardzo dobrze swoje zdania. Po zaimpregnowaniu butów trzymałem je bezpośrednio w misce z wodą i po kilkunastu minutach po wyjęciu obuwie w środku było suchutkie, a woda spływała z buta jak po gumie. Impregnat nie zmienia barwy powierzchni impregnowanej, bardzo ładnie sie rozprowadza i nie pozostawia smug czy plam. 
Dodam - butelka płaska i nie duża, co możne być bardzo przydatne do transportu i noszenia. Pojemnik nie ciąży w plecaku, bardzo często jak jadę to impregnat zabieram ze sobą-  na wszelki wypadek. Płaska butelka doskonale chowa się w zewnętrznej kieszeni plecaka nie wypycha jej i zawsze jest pd ręka. Do tego cena preparatu jest bardzo przystępna. 

Dodatkowa informacja pozyskana od producenta jeśli ktoś będzie miał ochotę na zakup sprawdzonego impregnatu to po wpisaniu hasła - Zima2019-  otrzyma rabat zakupowy na stronie




    Impregnat do butów 




A  to moje testy impregnatu.


But zaimpregnowany Drytex Pro zamoczony przez kilkanaście minut w wodzie zaraz po wyjęciu woda ścieka bez problemu i nie wnika w strukturę buta. 


Pozdrawiam i niech  Was deszcz na trasie nigdy nie zaskoczy 


pozdrawiam 

Tomek  

piątek, 25 stycznia 2019

Mosorny Groń - Stok w Zawoi

Idąc na Babią Górę ze schroniska Markowe Szczwiny przez przełęcz Krowiarki co raz ukazuje się po lewej stronie widok na stok narciarski Masorny Groń, bardzo fajny widok, a szczególnie dla osób, które jeżdżą na nartach lub snowboardzie.


A taki widok na stok Masorny Groń mamy z Sokolicy w drodze na Babią 


Tak sobie pomyślałem, że miejscowość Zawoja to nie tylko początek trasy na Babią Górę czy Policę, ale też cudowne miejsce dla narciarzy i to na wysokim poziomie. PKL Mosorny Groń to stok,  który zadowoli wiele osób chcących poszusować na nartach czy desce.

Powiem krótko, jeśli ktoś chce długo i dobrze pojeździć to ten stok jest idealny. Szeroki, dobrze przygotowany, stok o długości trasy ponad 1400 m, to wręcz wymarzone warunki do uprawiania narciarstwa. A co najważniejsze nie ma kolejek, co dla narciarzy czy snowboardzistów jest bardzo istotne. Jedziesz,  kończysz zjazd i na wyciąg, nie ma marudzenia, przepychanek i stania w długich kolejkach. A jeśli jesteś na szczycie stoku Masory Groń to masz wspaniały widok na Babia Górę. Tego się nie zapomina, można zachwycać się do woli.  To potęguje doznania z jazdy.






Takie widoki na stoku w Zawoi to normalne zachód słońca i barwne niebo nic nie trzeba więcej.


Kilka fotografii ze stoku nic tylko zabierać sprzęt i ruszać na stok. Po prostu ja jestem zachwycony i serdecznie polecam Zawoja to nie tylko Babia Góra, ale doskonałe miejsce do uprawiania narciarstwa . Do tego dochodzi bardzo dobra infrastruktura noclegowa. 

Szeroki zjazd i dopracowany stok nic więcej nie trzeba.






Czyż nie piękne widoki na Babią Górę i na cały szlak od Przełęczy Brona. 


Zapraszam i pozdrawiam 

Tomek
twojewyprawy29 

PS. 
fotografie zamieszczone ze strony FB za zgodą PKL Masory Groń

wtorek, 22 stycznia 2019

Babia Góra styczeń 2019

Szalona góra lub kapryśna góra tak mawiają o Babiej Górze i muszę powiedzieć, że tegoroczna moja wyprawa na Babią Górę była własnie taka. Totalnie skrajne warunki, mgła, zamieć, brak widoczności, silny, bardzo silny wiatr i wszelkie inne nie wspomniane trudności. 18 styczeń 2019 rok na szczyt Babiej Góry dotarło nie wiece niż 8 osób, w tym zgrany zespół szalonych wędrowców -  Krzysiek. Marcin i Tomek. Z Makowych Szczawin - bardzo ładnego, wygodnego schroniska - wyszliśmy tuz po 9 rano, uzbrojeni w rakiety śnieżne, gdy pogoda była jeszcze znośna,




 Szliśmy czerwonym szlakiem do przełęczy Brona, szlak trochę przetarty ( szły wcześniej 2 osoby), bez rakiet śnieżnych wędrówka praktycznie nie możliwa, bo śnieg bardzo głęboki i puszysty. Mróz niewielki, ale szczypał po uszach.




Ostatnie metry i dochodzimy do wspomnianej przełęczy tu wysiłek jeszcze nie był wielki, ale zapał do wędrówki ogromny.  Otoczenie cudowne, formy śnieżne utworzone na drzewach zapierały dech w piersiach - cudo mówię wam,  cudo.




Łyk herbaty i ruszamy na Babią, której już nie było widać. Przejście przez las czerwonym szlakiem jeszcze w miarę dobre i przy dostatecznej widoczności przebiegła sprawnie - ot wielkie zaspy śniegu i labirynt białego puchu. Wychodzimy z lasu, a razem zanim z lasu wyszedł całkowity brak widoczności, wiatr i śnieg już wdzierał się do wszystkich czeluści kurtek, czapek, zaglądał wszędzie tam gdzie tylko chciał. Widoczność możne na 10 m.



Tyczki oznaczające szlak jak by ktoś je pozabierał, chwila zastanowienia czy idziemy dalej. Widzę, że chłopaki maja siły i ogromną wolę, by iść dalej.  Myślę sobie  dojedziemy pewnie, że dojdziemy, ale wejście to nie problem, problemem będzie co innego;  Postanawiam trzymamy się prawej, aby przepaść Kamiennej Doliny była po lewej i jakoś wejdziemy. Tak, byłem już parę razy na Babiej i wiem ze dotarcie tam to nie problem. Śladów żadnych, praktycznie to my przecieramy szlak,  jako ci zdobywcy dziewiczych szlaków i niezbadanych przestrzeni. Idziemy,  adrenalina dodaje sił, trochę kluczymy, ale kierunek dobry ciągle dobry choć szczytu nie widać . Od wiatru i zamieci śnieg staje się twardy nie jest już tak puszysty i miły, myślę   oby tylko nie upaść, oby tylko wiatr nie przerzucił nas bo ślizg na twardej powierzchni nie będzie do przyjemnych należał, gdy już brakuje sił, troszeczkę się jakby  przejaśnia, widoczność wzrasta możne do 30-40 m i co euforia,  za nami idzie jeszcze jedna ekipa,  oni idą naszym dziewiczym śladem,  im jest łatwiej. To też i nam dodaje sił. Jeszcze 15-20 minut podchodzenia i jest,  wodze obtoczone śniegiem pomniki i tablice,  widzę mur ochronny,  który teraz jest gruby od śniegu i niejarzony miliardami śnieżnych płatów. I tu Babia nie daje za wygraną wzmaga się wiat i huczy straszliwie, ale jesteśmy dotarliśmy w skrajnych warunkach, chłopaki szczęśliwi niebywale, wiedza ze pokonali trudny odcinek drogi a za razem pokonali swoje słabości. Teraz za na nami dociera druga i ostatnia tego dnia grupa zdobywców Babiej Góry. Na szczycie byliśmy możne 10 minut 
Obraz może zawierać: 3 osoby, uśmiechnięci ludzie, śnieg, buty, na zewnątrz i przyroda

Dla pewności sprawdzianem cały mur wiatr,  wieje z każdej strony; nie ma tego dnia na Babiej miejsca, gdzie nie wiało by prosto w twarz. Wiatr jest niemiłosierny,  odczuwalna temperatura jest chyba z minus 1000 stopni wychładza organizmy błyskawicznie.



Dobra decydujemy się na zejście. Wiem ze zejścia są zawsze gorsze i bardziej niebezpieczne, Naszych śladów już nie widać, zostały zasypane zaraz po naszym przejściu. Trzeba bardzo uważać.  Dobra zasada jedyna i najpewniejsza schodzimy tą samą drogą bo zejście przez przełęcz  Krowiarki będzie niemożliwa,  tam na pewno się pogubimy. Zasada przy takim zejściu z Babiej Góry przepaść po prawej i trzymany się lewej strony. to się nie pogubimy i nie spadniemy z grani. Jak na złość tyczki znaczące szal znowu się,  gdzieś pogubiły i za nic w świecie nie widać ich na szlaku.

Myślałem, że widoczność była zła na podejściu - myliłem się; teraz momentami idziemy w całkowitym mleku, każdy krok to wyzwanie trochę kluczymy.  Wszyscy cała grupa ( teraz już jedna bo wracamy razem) dodajemy sobie wsparcia, I jeszcze jedno zaskoczenie gdy docieramy do Złotnicy kapryśna kobieta jaką jest Babia Góra pokazuje swoją zmienność w przeciągu 2-3 minut wiatr rozwiewa całą mgłę,  przestaje wiać i wychodzi słońce. Jesteśmy uratowani, cła nasza droga staje przed nami otworem,  widzimy Małą  Babią,  przełęcz Brona i las przed nią.




Teraz wędrówka jest już tylko przyjemnością,  twarze wędrowców uśmiechnięte,  radosne nic tylko spacerować sobie po zaspach i rozmyślać kiedy warto tu wrócić. A naprawdę warto.

Drugi dzień 

Drugi dzień wyprawy sobota 19 stycznia 2019 roku jakże odmienny widok jakże odmienne warunki i jak inne wspinanie oraz widoki i krajobraz po horyzont zobacz małą fotorelację z tego


no to w trasę:




Pare chwil i jestesmy drugiego dnia na Przełęczy Brona.






 Mała Babia zdobyta lekko i przyjemnie







 Z Małej Babiej doskonale widać Babia Górę. 



Tego dnia Tatry na wyciągniecie dłoni były


Czy to już morze widać czy coś innego ? 




Droga wydaje się bajkowa 


























Formyśniezne jakie stworzyła natura sa niesamowite i tylko ona ma na to patent człowiek nie jest wstanie takich cudów oddtworzyć




Co może to Wam przypominać ? 



W pewnej chwili myślałem ze to pogubieni wędrowcy którzy nie zdążyli do schroniska przed nocą i tak już pozostali do wiosny.










Jeśli ktoś chce poczuć się cudownie w górach to Babia Góra jest do tego doskonałym miejscem. 
Dla mnie to magiczne miejsce i będę tam jeszcze wielokrotnie wracał. 

Z całego serca dziękuje moim współtowarzyszom wyprawy za ich wytrwałość, siłę i ogromną pewność każdego stawianego kroku. Krzysiek i Marcin ogromny szacunek dla Was. 

Z góralskim pozdrowieniem hhhhhheeeeeeeeeeeeeeeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj. 

Pozdrawiam


Tomek i zapraszam na moje wyprawy

twojewyprawy29@gmail.com

Czekamy na zimę :)

Czekam na zimę :) możne już niedługo  Trochę postoję możne będzie szybciej  No to idę za zimą, choć wiatr w oczy, choć zimno wszędzie zima d...